Idę do jadalni. Mama przynosi jedzenie: kurczak z rożna. Wygląda przepięknie. Delektuje się udkiem idealnie przypieczonym i przyprawionym. Kolacje zjadamy w ciszy, w głowie tłoczę jedną myśl: spotkałam Sebe w szpitalu przypadkiem i na balkonie, rozumiem, ale nie wiem czy to przypadek, czy nie. W myślach patrze się na niego i dostrzegam coś czego nigdy u nikogo nie widziałam. Powinnam dać mu komplement za to. Ma bardzo białe uzębienie.
- Sabrina podaj mi sól proszę - mówi brat. Ignoruję go - halo? co z tobą nie tak?
- Nic - mówię lekko słyszalnym szeptem. Zwracam uwagę na miejsce soli. Biorę ją i podaje ją bratu. Spoglądam w jego oczy, odwzajemnia gest. Z jego oczu wyczytuje, że zbytnio nie przepada ze mną jeść obiady. Chciałabym mu to powiedzieć, ale nie mam siły na kłótnie. Zjadam w pośpiechu i odkładam sztućce na talerz, mówiąc ,,dziękuję''. Wychodzę z pokoju, kątem oka patrze jak mój brat się uśmiecha. Chociaż on się cieszy, nie tak jak ja. Idę do pokoju, w głowie dalej tłoczę tą myśl: Ma bardzo białe zęby, nikt takich nie ma. Napotykam drzwi do mojego pokoju. Otwieram je i siadam na łóżku. Chce mi się płakać, ale nie potrafię wyronić żadnej łzy. By przestać o tym myśleć, zaczynam czytać książkę.
Niestety nic mi to nie pomogło. Zbyt długo już siedzę w tych czterech ścianach. Postanowiłam, że wychodzę.
Na zewnątrz pada deszcz, jednak mi to nie przeszkadza. Idę bokiem ulicy. Błoto zamiast chodnika wdaje mi się we znaki. Zmiękcza mi buty. Nie wiedziałam, że będzie padał deszcz, więc założyłam byle jakie buty. Idę gdziekolwiek, tam gdzie mnie oczy poniosą. Wciąż myślę o Sebastianie, o jego miłym i ciepłym uśmiechu. Gdy jego oczy spotkają się z moimi, nigdy nie czułam czegoś takiego z nikim. Z jednej strony jest miły i sympatyczny, a z drugiej strony skryty i tajemniczy. Takie cechy podobają mi się, ale gdy mają granice. Teraz mi ich w całości brakuje.
Odchodzę od myśli, wracam do rzeczywistości. Wokół mnie idzie dużo przechodni. Niestety, gdy bym wcześniej zeszła na ziemie, na pewno bym zauważyła, że w chodzę w wielkie błoto. Jako, że jestem niezdarą, nieoczekiwanie przewracam się. Jestem już przygotowana na twardy upadek na ziemie i tony śmiechu. Zamykam o czy i nie zwracam uwagi na to co się wokół mnie dzieje. Jednak nic nie zachodzi, cisza. Nie czuję na swoich plecach błota i nie słyszę śmiechów, lecz klaskanie w dłonie. Nie wiem od czego. Nagle w połowie upadku jakieś silne ramiona chwytają moje barki. Zatrzymuję się w czasie. Jestem zaciekawiona, kto mógł uratować taką 13-letnią dziewczynkę, przed upadkiem w błoto. Otwieram oczy. Przyglądają mi się brązowoszare oczy. Są przepiękne.
- Sabrina podaj mi sól proszę - mówi brat. Ignoruję go - halo? co z tobą nie tak?
- Nic - mówię lekko słyszalnym szeptem. Zwracam uwagę na miejsce soli. Biorę ją i podaje ją bratu. Spoglądam w jego oczy, odwzajemnia gest. Z jego oczu wyczytuje, że zbytnio nie przepada ze mną jeść obiady. Chciałabym mu to powiedzieć, ale nie mam siły na kłótnie. Zjadam w pośpiechu i odkładam sztućce na talerz, mówiąc ,,dziękuję''. Wychodzę z pokoju, kątem oka patrze jak mój brat się uśmiecha. Chociaż on się cieszy, nie tak jak ja. Idę do pokoju, w głowie dalej tłoczę tą myśl: Ma bardzo białe zęby, nikt takich nie ma. Napotykam drzwi do mojego pokoju. Otwieram je i siadam na łóżku. Chce mi się płakać, ale nie potrafię wyronić żadnej łzy. By przestać o tym myśleć, zaczynam czytać książkę.
Niestety nic mi to nie pomogło. Zbyt długo już siedzę w tych czterech ścianach. Postanowiłam, że wychodzę.
Na zewnątrz pada deszcz, jednak mi to nie przeszkadza. Idę bokiem ulicy. Błoto zamiast chodnika wdaje mi się we znaki. Zmiękcza mi buty. Nie wiedziałam, że będzie padał deszcz, więc założyłam byle jakie buty. Idę gdziekolwiek, tam gdzie mnie oczy poniosą. Wciąż myślę o Sebastianie, o jego miłym i ciepłym uśmiechu. Gdy jego oczy spotkają się z moimi, nigdy nie czułam czegoś takiego z nikim. Z jednej strony jest miły i sympatyczny, a z drugiej strony skryty i tajemniczy. Takie cechy podobają mi się, ale gdy mają granice. Teraz mi ich w całości brakuje.
Odchodzę od myśli, wracam do rzeczywistości. Wokół mnie idzie dużo przechodni. Niestety, gdy bym wcześniej zeszła na ziemie, na pewno bym zauważyła, że w chodzę w wielkie błoto. Jako, że jestem niezdarą, nieoczekiwanie przewracam się. Jestem już przygotowana na twardy upadek na ziemie i tony śmiechu. Zamykam o czy i nie zwracam uwagi na to co się wokół mnie dzieje. Jednak nic nie zachodzi, cisza. Nie czuję na swoich plecach błota i nie słyszę śmiechów, lecz klaskanie w dłonie. Nie wiem od czego. Nagle w połowie upadku jakieś silne ramiona chwytają moje barki. Zatrzymuję się w czasie. Jestem zaciekawiona, kto mógł uratować taką 13-letnią dziewczynkę, przed upadkiem w błoto. Otwieram oczy. Przyglądają mi się brązowoszare oczy. Są przepiękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz