sobota, 2 maja 2015

Rozdział 7

Pip, pip, pip.
Słyszę głośne pikanie sprzętu lekarskiego. Co się stało? Co ja zrobiłam?
- Widzę, że już się obudziłaś. - powiedziała dziewczyna siedząca obok mnie. Próbuję przypomnieć sobie czyją znam. Jednak na darmo. Kobieta jest szczupła i ładnie ubrana. Ma na sobie stój pielęgniarki.
- Dzień dobry - mówię i próbuje wstać.
- Nie wstawaj - mówi i opiera mnie na poduszce. Jest bardzo wygodna. - Lepiej nie wychodź z łózka.
- Czemu? - pytam zdziwiona.
- Jutro będziesz już mogła wyjść ze szpitala. Za niecałą godzinę będziesz mogła wyjść na korytarz.Dobrze?
- Dobrze. - odpowiadam z niechęcią.
Chciałabym wyjść z tego pokoju. Okropne jest siedzieć między czterema ścianami. Mam nadzieje, że załatwią mi rozrywkę. Nie mówię o zabawkach czy lalkach, tylko o książkach lub towarzystwie. Chyba w szpitalu mogą być osoby, z którymi mogłabym porozmawiać, zaprzyjaźnić się lub po prostu normalnie pogadać. Ale nie, nie ma nikogo. Po prostu żal.pl. Pielęgniarka wyszła. Zostawiła mnie samą, znudzoną i zdezorientowaną.
Zajrzałam pod łózko, w szafkach, pod pościelą. Nic nie znalazłam. Ani jednej książki, gry planszowej lub magazynu.

Strasznie długą i żenującą godzinę później.
Wstaje. Nie czuje nóg po długim leżeniu w łóżku. Idę w kierunku drzwi. Zapomniałam, że wyglądam jak flejtuch, więc ubrałam na sobie jeansową kurtkę, która leżała na oparciu łóżka. Wyszłam na korytarz. Czułam duchotę w powietrzu. Uchyliłam się w lewą stronę, nikogo nie było, w prawą stronę, nikogo nie ma. Stawiłam kilka ruchów. Ledwo złapałam równowagę. Zrobiłam kolejne kroki. Jak na razie dobrze idzie. Skręciłam w trzecią alejkę. Patrzyłam w dół i nie zauważyłam, że ktoś przede mną idzie. Wpadłam na tą osobę i narobiłam niezły ambaras. Uderzyłam w książki i spadły na podłogę. Jaka niezdara ze mnie!
- Przepraszam, niezdara ze mnie - powiedziałam i rzuciłam się w kierunku książek.
- Nic się nie stało - odpowiedział mi męski głos. Był on jeszcze przed mutacją, więc wiem, że to młody chłopak. Chłopak kucnął i zaczął zbierać książki. Spojrzeliśmy na siebie. W tym samym momencie. Spojrzałam w jego oczy. Odwzajemnił gest. W odbiciu widziałam siebie, ale to teraz nie było ważne. Jego oczy... były po prostu piękne. Ciekawe co o mnie pomyślał. Zapomniałam! Przecież miałam mu pomóc z książkami, które zwaliłam. Zupełnie zapomniałam. Chyba on też żadnej książki nie dotknął, nawet nie ruszył. Wzięłam kilka książek i stanęłam. Chłopak wziął ostanie książki, które leżały na podłodze. Podałam mu książki i schował je do reklamówki. Tam będą bezpieczne.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam - powiedziałam jeszcze raz.
- Nie musisz przepraszać - odpowiedział - nazywam się Sebastian, a ty?
- Nazywam się Sabrina.
- Ładne imię.
Zatkało mnie kiedy to powiedział. Od nikogo czegoś takiego nie usłyszałam. A z tej małej pogaduszki nie zauważyłam, że jest on z rodzicami. 
- Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia - wyjąkałam i pobiegłam do mojego pokoju. Serce waliło mi w piersi.

                                                                                                                                          

Fajny rozdział?
Napisz.

                                                          Kasia

1 komentarz: